Moje balsamowe zapasy się skończyły. Tak! właśnie używam ostatni balsam do ciała, który grzecznie czekał w szafce z kosmetykami ;) Balsamem tym jest Bielenda Skin Clinic odżywczy balsam do ciała z masłem shea
Jak zapewnia producent balsam działa jak opatrunek dla potrzebującej skóry. Przeznaczony jest do każdego rodzaju skóry, zwłaszcza suchej. Jego zadanie to przywrócenie komfortu, odżywienie, regeneracja oraz nawilżenie skóry, a także jej zabezpieczenie przed czynnikami wysuszającymi.
Balsam ma gęstą, podobną do pasty konsystencje. Rozprowadza się w miarę dobrze choć jest trochę toporny. Zapach ma delikatny, przyjemny, bardzo kremowy. Dla mnie pachnie jak dropsiki - trochę pudrowo, trochę słodko, ale delikatnie. Szkoda, że zapach nie utrzymuje się na skórze. Co do składu to nie jest powalający i na pewno nie jest bogaty.
Co prawda zawiera wspomniane masło shea, ale jest ono po parafinie, w połowie składu. Jeśli chodzi o działanie to jest ono bardzo przeciętne. Dla mojej skóry jest niewystarczające zwłaszcza w okresie zimowym gdzie mimo wszystko moja skóra nie jest jakoś ekstremalnie sucha. Owszem delikatnie nawilża, chroni, ale z tą regeneracją i odżywieniem to lekka przesada. Nie mogę powiedzieć, że jest to zły balsam, ale do dobrego dużo mu brakuje ;/ Niestety zapewnienia producent w tym wypadku nie mają pokrycia w rzeczywistości. Tak więc jeśli macie bardzo suchą skórę i liczycie na jej "zmartwychwstanie" po zastosowaniu tego balsamu to niestety was rozczaruję - cudów nie ma ;/ Ja muszę ten balsam wspierać olejami żeby moja raczej normalna skóra wyglądała dobrze. Na pewno do tego balsamu nie wrócę i nie skuszę się na wersję nawilżającą (niebieska). Z tego co się orientowałam to cena tego balsamu to ok 15 zł (za 400 ml) co wg mnie jest dość wysoką stawką jak za tak przeciętny balsam.
Ja nie polecam, ale może któraś z Was go używała i jest zadowolona ?
Ja i tak nie lubię się balsamować :)
OdpowiedzUsuńA ja lubię :) ale nie lubię jak balsam ciężko rozsmarować ;/
UsuńNigdy nie miałam balsamu z Bielendy i chyba kupię;)
OdpowiedzUsuńuwielbiam takie balsamiki ;)
OdpowiedzUsuńnie miałam, widzę parafina w składzie ehh
OdpowiedzUsuńNigdy nie miałam żadnego balsamu Bielendy :) Obecnie używam Dove i jestem zadowolona
OdpowiedzUsuńnie dla mnie, jak już mi się coś z parafiną trafi, to najczęściej oddaję mamie lub siostrze
OdpowiedzUsuńNie miałam go i jakoś nie kusi mnie. Ja wolę czuć dobre nawilżenie :)
OdpowiedzUsuńGratuluję zużycia zapasów ;D Tego balsamu nie znam i w sumie to nie chcę poznać...
OdpowiedzUsuńNie używałam i raczej nie sięgnę po niego.
OdpowiedzUsuńUwielbiam balsamy, a tego niestety nie znam :)
OdpowiedzUsuńJa stawiam na masła do ciała :)
OdpowiedzUsuńLubię Bielendę, ale tego balsamu jeszcze nie miałam.
OdpowiedzUsuńeh, czyli nic szczególnego...
OdpowiedzUsuńSzkoda, że średniak z niego...
OdpowiedzUsuńParafinie podziękuję, za to czyste masło shea lubię bardzo :)
OdpowiedzUsuńSkład faktycznie nie powala, raczej go nie kupię.
OdpowiedzUsuńJa niestety z balsamowaniem mam jakk zawsze na bakier więc balsamy u mnie zalegają.
OdpowiedzUsuńProdukt nie dla mnie, za to podziwiam, że zużyłaś wszystkie balsamy :D
OdpowiedzUsuńDla mojej suchej i spierzchniętej skóry mógłby okazać się idealny :)
OdpowiedzUsuńOstatnio rzadko używam jakichkolwiek balsamów, ewentualnie te, do stosowania pod prysznicem, bardzo polubiłam tę formę dbania o moja skórę.
OdpowiedzUsuńRaczej się nie skuszę ;/
OdpowiedzUsuńA mi przypadł nawet do gustu mimo iż skórę mam suchą, to jako kosmetyk nakładany po prysznicu przyjemnie nawilżał moją skórę. Może bez wielkiego szału, ale był bardzo ok jak dla mnie :)
OdpowiedzUsuńU siebie również obserwuję spadek zapasów, ale również i fakt, że zaczęłam je uzupełniać ;)
OdpowiedzUsuń