Fotoluty 2017

W ostatni dzień każdego miesiąca na moim blogu pojawia się wpis zdjęciowy, w którym pokazuję Wam jak dany miesiąc mi minął. W lutym było sporo pracy i kilka ciekawych wydarzeń, o których chciałam Wam opowiedzieć. 

Niestety życie mi się trochę skomplikowało, zdrowie posypało i mimo chęci na blogu zapanuje cisza (mam nadzieje kilkudniowa). Wiem, że nie każdy ma fb czy instagrama dlatego informuję, że na razie notki nie będą się pojawiać.
Trzymajcie za mnie kciuki i bądźcie zdrowi! 

Bielenda Skin Clinic odżywczy balsam do ciała

Moje balsamowe zapasy się skończyły. Tak! właśnie używam ostatni balsam do ciała, który grzecznie czekał w szafce z kosmetykami ;) Balsamem tym jest Bielenda Skin Clinic odżywczy balsam do ciała z masłem shea
Jak zapewnia producent balsam działa jak opatrunek dla potrzebującej skóry. Przeznaczony jest do każdego rodzaju skóry, zwłaszcza suchej. Jego zadanie to przywrócenie komfortu, odżywienie, regeneracja oraz nawilżenie skóry, a także jej zabezpieczenie przed czynnikami wysuszającymi.
Balsam ma gęstą, podobną do pasty konsystencje. Rozprowadza się w miarę dobrze choć jest trochę toporny. Zapach ma delikatny, przyjemny, bardzo kremowy. Dla mnie pachnie jak dropsiki - trochę pudrowo, trochę słodko, ale delikatnie. Szkoda, że zapach nie utrzymuje się na skórze. Co do składu to nie jest powalający i na pewno nie jest bogaty.
Co prawda zawiera wspomniane masło shea, ale jest ono po parafinie, w połowie składu. Jeśli chodzi o działanie  to jest ono bardzo przeciętne. Dla mojej skóry jest niewystarczające zwłaszcza w okresie zimowym gdzie mimo wszystko moja skóra nie jest jakoś ekstremalnie sucha. Owszem delikatnie nawilża, chroni, ale  z tą regeneracją i odżywieniem to lekka przesada. Nie mogę powiedzieć, że jest to zły balsam, ale do dobrego dużo mu brakuje ;/ Niestety zapewnienia producent w tym wypadku nie mają pokrycia w rzeczywistości. Tak więc jeśli macie bardzo suchą skórę i liczycie na jej "zmartwychwstanie" po zastosowaniu tego balsamu to niestety was rozczaruję - cudów nie ma ;/ Ja muszę ten balsam wspierać olejami żeby moja raczej normalna skóra wyglądała dobrze. Na pewno do tego balsamu nie wrócę i nie skuszę się na wersję nawilżającą (niebieska). Z tego co się orientowałam to cena tego balsamu to ok 15 zł (za 400 ml) co wg mnie jest dość wysoką stawką jak za tak przeciętny balsam.

Ja nie polecam, ale może któraś z Was go używała i jest zadowolona ?

Sylveco peeling enzymatyczny

Peelingi enzymatyczne goszczą u mnie zawsze. O tym, że Sylveco wprowadzi taki kosmetyk do swojej oferty wiedziałam dużo wcześniej niż to się stało. Jednak sama zdecydowałam się na zakup peelingu enzymatycznego Sylveco dopiero w grudniu minionego roku
Wizualnie peeling prezentuje się cudownie. Różowy, dziewczęcy kartonik skrywa w sobie plastikową puszkę. Na opakowaniu mamy wszystko pięknie rozrysowane i opisane
Opakowanie zasługuje na ocenę celującą!
  Zapewnienia producenta również są niezwykle ciekawe. Niestety zdjęcie jest trochę niewyraźne, ale niestety innego nie posiadam, a kartonik już leży w kontenerze na papier ;/
Peeling ma delikatnie (za pomocą enzymów), ale skutecznie oczyścić skórę z martwego naskórka, a także dzięki obecności olejów skórę odżywić i nawilżyć. Producent zapewnia, że produkt mogą używać nawet bardzo wrażliwe skóry. Skład produktu jest zaskakujący. 
Bazę peelingu enzymatycznego stanowią oleje: ze słodkich migdałów, palmowy. Mamy tutaj też masło kakaowe i masło shea, a dopiero później enzymy - papainę i bromelinę. Dlatego też peeling enzymatyczny sylveco ma bardzo zbitą konsystencję.
Na szczęście pod wpływem ciepła dłoni szybko zmienia się w olej, który rozprowadzamy na czystej, zwilżonej skórze. Zapach tego peelingu jest mocny i bardzo specyficzny. Peeling pachnie geranium, cytryną i trawą cytrynową. Niestety dla mojego nosa nie jest to przyjemny zapach. A wręcz przeciwnie - bardzo mnie drażni woń tego peelingu i jeśli jesteście wrażliwi na zapachy to nie wiem, czy jego używanie będzie dla Was przyjemne.
Działanie jest dobre, nawet bardzo dobre choć nasz pierwszy raz nie był udany. W sumie ten peeling polubiłam dopiero po kilku użyciach. Nakładam go zawsze po dokładnym demakijażu i oczyszczeniu twarzy mydłem dziegciowym. Ważne!skóra musi być wilgotna i w trakcie działania peelingu musimy ją zwilżać. Producent zaleca masowanie skóry mokrymi dłońmi przez ok 3-5 minut. Ja zazwyczaj nakładam peeling, chwilkę masuję, a następnie zostawiam na skórze pilnując by cały czas skóra była mokra. W zależności od dnia trzymam peeling od 5 do 10 minut, czasami nawet 15. Staram się go nakładać raz w tygodniu. Zawsze przez pierwsze 3 minuty czuję delikatnie szczypanie, ale to działanie enzymów. Peeling bardzo ładnie oczyszcza skórę, rozjaśnia ją, wygładza i usuwa suche skórki. Jedynym minusem dla mnie jest pozostawianie tłustego filmu. Może przy skórach suchych to się sprawdza, ale ja z taką lepką warstwą czuję się brudna dlatego też po zmyciu tego peelingu myję twarz delikatną pianką. Tak więc działanie peelingu jest dobre - zapewnienia producenta mają pokrycie w rzeczywistości. Dla mnie jedynym minusem jest zapach produktu oraz to, że pozostawia tłusty, klejący film. Warto też podkreślić, że peeling enzymatyczny sylveco jest niesamowicie wydajny i trudno będzie go wykończyć w 6 m-cy. Serio! Dlatego chyba lepiej żeby producent wypuścił mniejsze opakowanie np. 30 albo max 50 ml. Jeszcze jakby został zmieniony zapach to pewnie skusiłabym się na kolejne opakowanie, ale tak to raczej drugi raz już u mnie ten peeling nie zagości.
Cena to ok 25 zł za naprawdę wydajny kosmetyk o dobrym składzie i dobrym działaniu jednak o męczącym i drażniącym zapachu. 

Znacie ten peeling enzymatyczny ?

Rimmel Brow This Way bezbarwny żel do brwi

Ostatnio podkreślanie brwi stało się wyjątkowo modne. 
Każda firma w swojej ofercie ma coraz więcej kosmetyków pozwalających podkreślić swoje brwi. W mojej kosmetyczce takich produktów jest naprawdę sporo. Mam paletki z cieniami, pudry, mascary do brwi, a także bezbarwny żel Rimmel Brow This Way
Do wyboru są 3 odcienie brązu oraz wersja bezbarwna. O kolorze 003 dark brown napiszę Wam w przyszłym miesiącu dziś skupię się na wersji bezbarwnej, czyli nr 004 clear
Zadaniem żelu Brow This Way jest nie tylko korygowanie, podkreślanie łuku, ujarzmianie niesfornych włosków, ale także pielęgnowanie brwi - ich odżywienie dzięki zawartości oleju arganowego
Żel posiada lekko stożkową, dobrze wyprofilowaną szczoteczkę, która pozwala na precyzyjne ułożenie brwi. Dzięki niemu brwi są uczesane, ujarzmione i wyglądają bardzo naturalnie. Gdy macie ciemne, gęste brwi wystarczy Wam sam żel, a gdy musicie podkreślić je cieniem to dobrze na koniec przeczesać łuk tym żelem żeby utrwalić makijaż brwi. 
Ja dla tego żelu znalazłam jeszcze jedno zastosowanie. Gdy nie muszę malować oczu nakładam ten żel nie tylko na brwi, ale także na rzęsy. Żel bardzo ładnie , rozdziela, usztywnia i nabłyszcza rzęsy, a także delikatnie je podkreśla. W dodatku mam wrażenie, że je wzmacnia i dobrze pielęgnuje ;) Jednak jako baza pod mascarę się nie nadaje, bo ze względu na dodatek oleju arganowego przyspiesza odbijanie się tuszu pod oczami. 

Żel Rimmel Brow This Way dostępny jest w każdej drogerii z szafą Rimmel, a jego koszt to ok 30 zł. Ja się z nim bardzo polubiłam i być może jeszcze kiedyś zagości u mnie ponownie  ;)

Żel z aloesem i płatkami złota Lass

Z aloesem mam dziwne relacje. Zazwyczaj drogeryjne kosmetyki "aloesowe" mnie uczulają, ale np. sok z aloesu do przemywania twarzy od Zrób sobie krem (recenzja wkrótce) sprawdza się u mnie dobrze i nic złego mi nie robi, a żel z aloesem i płatkami złota Lass od Helfy moja skóra uwielbia!
Ten żel to kosmetyk wielozadaniowy, który moim zdaniem sprawdzi się w pielęgnacji każdej cery. Jest to typowy żel o galaretkowatej konsystencji, który początkowo pozostawia klejącą warstwę, która szybko się wchłania i za chwilę pozostawia skórę niesamowicie gładką, miękką i ... jędrną!
Ten żel bardzo pomógł mojej skórze podczas choroby gdy za sprawą antybiotyków była przesuszona, a także po kuracji z kwasami. Żel bardzo dobrze nawilża skórę, a w połączeniu z olejami sprawia, że nie ma efektu tłustej skóry. Ma przyjemny skład i pachnie wodą różaną połączoną z delikatnym zapachem Indii ;) W dodatku jest bardzo, ale to bardzo wydajny, bo wystarczy odrobina na całą twarz, szyję i dekolt ;)
Tak jak zapewnia producent żel świetnie nawilża, koi skórę i łagodzi podrażnienia i pięknie napina skórę. Rewelacyjnie sprawdza się jako baza pod makijaż ;) Żel dostaniecie w sklepach Helfy, ja mój kupiłam w ekopasażu Helfy w Katowicach. Żel ten stosuję zarówno w domu jak i pracy. Mimo, że jest wydajny to niedługo dobije końca (nie oszczędzam go ani na sobie, ani na klientkach), ale na pewno kupię kolejną tubkę, bo za 20 zł mamy bardzo dobry kosmetyk ;) Gorąco Wam ten żel polecam! 

Celine Dion Sensational Luxe Blossom - zapach miłości

Gdyby ktoś zapytał mnie jak pachnie miłość bez wahania odpowiedziałabym, że dokładnie tak jak zapach Celine Dion Sensational Luxe Blossom
Bardzo lubię zapachy Celine Dion i miałam już chyba wszystkie dostępne w Polsce. Uważam, że Celine tworzy przepiękne, bardzo kobiece zapachy, które mają w sobie "coś" i są niepowtarzalne. Każda buteleczka aromatycznej wody Celine kojarzy mi się z jakimś okresem w moim życiu (zdana matura, obrona pracy mgr, narodziny Kamilki i jeszcze kilka innych ważnych dla mnie wydarzeń). Zawsze wtedy pachniałam zapachem skomponowanym przez tą znaną kanadyjską piosenkarkę. Mało tego są zapachy takie jak np. Pure Brillance, do których często wracam. To właśnie ten zapach towarzyszył mi podczas obrony pracy magisterskiej ;)
Aromat Sensational Luxe Bloosom łączy w sobie nuty kwiatowo-drzewno-piżmowe. A jak wiecie ja kocham piżmo i może dlatego właśnie tak bardzo lubię zapachy Celine, bo większość ma w sobie te nuty ;)

Jest to zapach złożony, trudny do określenia. Jednocześnie głęboki, mający w  sobie to "coś". Dla mnie niesamowicie kobiecy, ale lekki i romantyczny. Na długo pozostaje w pamięci i tak! kojarzy mi się z miłością. Według mnie dokładnie tak pachnie miłość. Wyczuwam w nim frezję (mój ukochany kwiat) i magnolię (ulubiony krzew). Zapach jest długotrwały (mimo, że jest to dezodorant) i nie męczący. Idealnie nadaje się na wiosenny czas. Ubrania nim spryskane pachną przez kilka dni, na skórze utrzymuje się cały dzień. Ja jestem nim zauroczona i na pewno do tego zapachu będę wracać. Obecnie mam 2 buteleczkę i zapach cały czas mnie zachwyca. Stosunek ceny do jakości jest na duży plus, bo 75 ml dezodorantu, którego śmiało można używać jak perfum kosztuje niecałe 30 zł, a zapach jest niezapomniany i złożony.

Znacie zapachy Celine Dion ?

Ziaja zimowy krem do rąk z filtrami UV

Świąteczny okres już dawno za nami, w sumie zima powoli już też odchodzi choć pewnie jeszcze raz czy dwa sypnie śniegiem. Tej zimy na moim nocnym stoliku królował zimowy krem do rąk Ziaja świąteczne aromaty - karmelizowany migdał
W zeszłym roku miałam z serii świąteczne aromaty Ziaja mydło i krem do rąk <recenzja klik> i byłam rozczarowana. Jednak gdy w tym roku pojawiła się nowa szata graficzna i opakowanie z pompką postanowiłam dać ziaji jeszcze jedną szansę. Zimowy krem do rąk z filtrami UV wg producenta ma skórę wygładzać, zapobiegać fotostarzeniu i uprzyjemniać aplikację zapachem karmelizowanych migdałów
Jako, że opakowanie mieści w sobie aż 200 ml produktu używałam tego kremu nie tylko do rąk, ale do całego ciała. Z działania byłam tzn. jestem zadowolona choć krem ten nie robi nic spektakularnego. 
Dobrze nawilża, ale nie na długo, ładnie skórę wygładza i uelastycznia jednak bez efektu wow! Do tego bardzo przeciętny, chemiczny skład sprawia, że mimo iż stosowałam go z przyjemnością nie kupię go po raz kolejny
Zapach jest przyjemny ( w przeciwieństwie do wersji z zeszłego roku), ale chemiczny i to czuć. Faktycznie przypomina migdały. Dla mnie pachnie jak amaretto ;) Bardzo dużym plusem jest obecność pompki oraz przyjazna cena, bo 200 ml kosztuje ok 8 zł - przynajmniej ja tyle zapłaciłam w lokalnej aptece.
Jest to też krem bardzo wydajny mimo, że smaruję nim nie tylko ręce, ale też nogi codziennie od grudnia nadal mam jeszcze połowę opakowania.  Jednak po tej buteleczce na pewno nie kupię kolejnej.

Znacie zimowe kosmetyki Ziaja ? Lubicie ?;>

Scandaleyes Reloaded pogrubiający tusz do rzęs Rimmel

Reklama kosmetyków Rimmel zawsze mnie wkurza. Nie podoba mi się taka forma przekazu informacji o nowych produktach. Jednak mimo to kosmetyki Rimmel co jakiś czas znajdują się w mojej kosmetyczce choć nie mogę powiedzieć, że jest to moja ulubiona kolorówka. W grudniu otrzymałam kilka kosmetyków kolorowych Rimmel do przetestowania. Między innymi w paczuszce znalazł się pogrubiający tusz do rzęs Scandaleyes Reloaded
Zadaniem mascary jest nadanie rzęsom niesamowitej objętości na 24 godziny, którą usunie ciepła woda podczas demakijażu ;)
Ciekawe, prawda ? Mascara ma też  - jak zapewnia producent- nową formułę oraz gęstą szczoteczkę
I faktycznie szczoteczka jest gęsta i duża co zapewne nie każdemu się spodoba. Ja jednak lubię takie duże szczoteczki choć wolę silikonowe wypustki.
Z tą mascarą trzeba nauczyć się pracować. Początkowo konsystencja jest dość wodnista i rzęsy są słabo podkreślone. Mascara potrzebuje kilku dni na doschnięcie. I wtedy dobrze się sprawdza choć moim zdaniem bez efektu wow. Do codziennego makijażu jak najbardziej się nadaje. Ładnie rozdziela rzęsy, delikatnie je pogrubia i wydłuża. Najlepiej wygląda z jedną warstwą, bo każda kolejna powoduje sklejenie rzęs

Na pewno nie zapewnia efektu sztucznych rzęs, ale jest godna polecenia na co dzień dla mało wymagających rzęs. Przez pierwszy miesiąc się nie osypuje i nie daje efektu pandy. Niestety po 2 miesiącach jest już suchsza i tworzy grudki oraz pandę już po 6 godzinach ;( Szkoda! Jest to przeciętny tusz, dość krótkotrwały. Ze zmyciem go nie ma problemu - tak jak zapewnia producent jest zmywalny ciepłą (ale oczywiście nie gorącą) wodą choć szybciej i bez rozmywanie pozbędziecie się go za pomocą micela. Ja w tym miesiącu po 3 miesiącach używania się z nim pożegnam i raczej nie spotkamy się drugi raz.

Isana oaza spokoju

Bardzo lubię saszetkowe sole do kąpieli Isana dostępne w rossmannie. Zwłaszcza czas marzeń <recenzja klik> przypadł mi do gustu (wiadomo lawenda i te sprawy ;p). Najnowszą solną saszetką jest Isana Oaza spokoju

 Jest to kompozycja zapachowa łącząca w sobie nuty jaśminu i lilii wodnej. Zdecydowanie nie są to moje nuty. Jaśmin dla mnie jest zbyt mocny i duszący, a lilia wodna to taki mdły zapach starej wody. No takie mam skojarzenia. Jednak oaza spokoju wg Isany pachnie zjawiskowo i absolutnie nie przypomina mi powyższych kwiatów ;)

Sól jest cukierkowa. Uroczy dziewczęcy róż sprawia, że kąpiel jest jeszcze większą przyjemnością. 

A zapach jest urzekający. Tak jak już wspomniałam nie przypomina mi  - całe szczęście - połączenia jaśminu z lilią wodną. Dla mnie ta sól pachnie cukierkami albo galaretką. Zapach jest słodki, landrynkowy, ale nie kiczowaty czy drażniący. Pozwala się zrelaksować i naprawdę umila czas spędzony w wannie ;)
Idealny na walentynkową kąpiel niekoniecznie samemu ;p

Sól w przeciwieństwie do czasu marzeń daje krótkotrwałą pianę, ale zapach unosi się w łazience jeszcze długo po kąpieli. Skład soli jest jak najbardziej "solny" i w działanie pielęgnacyjne nie ma co wierzyć jednak moja skóra po takiej kąpieli absolutnie nie była wysuszona, a to rzadkość, bo większość soli bardzo wysusza i podrażnia moje ciałko.  Na pewno zrobię zapas tej soli tym bardziej, że kosztuje niecałe 3 zł ;)

Kto ma ochotę wykąpać się w różowej wodzie ? ;>

Ulubieńcy

Są kosmetyki, których używanie jest czystą przyjemnością. 
Mam swoje ulubione kosmetyki, które kupuję regularnie - takie moje TOP 10 <recenzja klik>.  A ostatnio moimi ulubieńcami są:
1. Olejek pielęgnacyjny Beauty Oil

Jest to produkt uniwersalny. Może zastąpić krem nocny (a nawet dzienny ponieważ ładnie się wchłania i daje satynowe wykończenie), może wzbogacić nasz krem nocny, sprawdzi się jako produkt pod oczy, odżywi skórki i końcówki włosów, bardzo ładnie zmywa makijaż oczu itd.
Ma delikatny - lniany zapach i nie jest ciężki. U mnie sprawdza się świetnie. Bardzo ładnie odżywia i regeneruje skórę, przynosi ulgę i ukojenie. Stosuję go zarówno solo - zamiast kremu na noc jak i dodawałam go czasami do kremu Beauty Oil <recenzja klik>. Bardzo dobrze dogaduję się z moją kapryśną cerą i odczuwalnie poprawia jej stan.
  Skład przyjazny, produkt wydajny
Naprawdę warto się z tym olejkiem poznać!

Kolejnym ulubieńcem jest mydło dziegciowe Vis Plantis od Elfa Pharm
Ostatnio w rossmanie pojawiły się kilka nowych mydełek Vis Plantis i w sumie każde z nich się u mnie sprawdziło. Jednak mydełko dziegciowe jest moim nr 1 i nie pierwszy raz o takim mydle piszę <klik> i <klik>. Jest to mydło do zadań specjalnych. Świetnie sprawdza się w pielęgnacji cery problematycznej - trądzikowej, tłustej czy mieszanej. Dla mnie jest niezastąpione podczas wieczornego oczyszczania twarzy.

Uwielbiam też zapach mydełka dziegciowego. Wręcz jestem od niego uzależniona. Ja wiem, że większość osób uważa, że dziegieć śmierdzi. Ja jednak jestem fanką tego zapachu i upajam się nim codziennie. Taki kolejny dziwny fakt o mnie <klik>. Na pewno to mydełko jeszcze nie raz zobaczycie na moim blogu, bo bardzo lubię nie tylko zapach, ale także dokładne oczyszczenie i łagodzenie zmian trądzikowych. 

Tej zimy bardzo często używałam nawilżacza powietrza, który również był niezastąpiony podczas styczniowej choroby. Dodatek olejków eterycznych Optima Plus nie tylko zapewniał cudowny aromat w całym mieszkaniu, ale także wpływał na samopoczucie!
Olejek pomarańczowy poprawiał nastrój, dodawał poweru i łagodził bóle głowy. Zaś olejek miętowy oczyszczał powietrze, ułatwiał oddychanie, był niezastąpiony gdy miałam katar i kaszel. Przynosił odczuwalną ulgę.
Bardzo chętnie poznam inne olejki Optima, bo są jakościowo dobre i mają korzystną cenę ;)

Maski do włosów stosuję rzadko, bo nie mam na nie czasu. Jednak odkąd mam maskę do włosów czerwonych Marion przynajmniej raz w tygodniu (zazwyczaj w sobotę lub niedzielę) nakładam ją na włosy.
Maseczka nie tylko  pielęgnuje włosy, ale także odżywia ich kolor. Po zmyciu włosy są sypkie, miękkie, jedwabiste, błyszczące i elastyczne. Lubię też czerwoną poświatę jaką ta maseczka zostawia
Jeśli macie włosy w odcieniu czerwieni, albo chcecie mieć kasztanową poświatę na włosach czarnych koniecznie rozejrzyjcie się za tą maseczką. Poza delikatnym kolorem poprawicie też wygląd włosów. Ja na pewno zrobię sobie spory zapas tej maski ;)

I ostatnim ulubieńcem ostatnich tygodni, a nawet miesięcy jest oliwka  L'amore NC Nail Company
Niby oliwka jak oliwka, ale ta wyjątkowo pachnie i nie jest aż tak tłusta jak klasyczne oliwki do skórek.
Zapach jest elegancki - trudny do określenia. Przypomina perfum! Działanie jak najbardziej na plus - skórki są odżywione, nawilżone i nie zadzierają się. Do tego brak klasycznej tłustości, która przeszkadza. Jednym słowem bardzo fajna oliwka do paznokci ;)

Znacie któregoś z moich ulubieńców ? ;> Jestem bardzo ciekawa jaki macie stosunek do mydła dziegciowego ? 

10 Dziwnych faktów o mnie

Dorotka jedna z moich ulubionych blogerek znana z bloga w blasku marzeń zamieściła ostatnio bardzo fajny wpis - wyzwanie
A ja lubię się czasem pobawić. Dlatego dzisiaj nie będzie recenzji, a kilka dziwnych faktów o mnie - kaprysku ;)

Fakt nr 1 Obieram pomarańczę odwrotnie do wskazówek zegara i wycinam ze skórki kółeczka (gdy będę obierać pomarańczę zrobię zdjęcie i je tutaj wstawię, bo wiele osób nie może sobie mojej metody wyobrazić ;p)

Fakt nr 2 jestem uczulona na śpiewanie "sto lat". Gdy byłam mała to uciekałam w "tym" momencie, a obecnie wszyscy wiedzą, że mają zakaz śpiewania mi tej urodzinowej pieśni ;/

Fakt nr 3 Do dzisiaj bardzo relaksuje mnie chemiczna hybrydyzacja. Uwielbiam tworzyć "nowe" orbitale atomów w związkach chemicznych. Pamiętam, że gdy nauczyłam się tego w LO to zapisywałam całe zeszyty hybrydyzacjami ;p
<źródło>
Fakt nr 4 Gdy kupuję buty najpierw sprawdzam czy "trzaskają" ;p Mam bzika na punkcie stukotu obcasów ;p

Fakt nr 5 Nie znoszę uroczystości rodzinnych typu śluby, duże urodziny czy rocznice, za to lubię pogrzeby ... proszę o zostawienie tego bez komentarza ;p

Fakt nr 6 Nienawidzę porannych rozmów i u mnie w mieszkaniu zawsze rano panuje grobowa cisza. Mówić zaczynam dopiero godzinę po przebudzeniu, po porannym cappucino ;p

Fakt nr 7 Surimi jadam tylko z sosem tatarskim
<źródło>


Fakt nr 8 sama tworzę mixy piżamowe i rzadko kiedy śpię w kompletnej piżamce ;p

Fakt nr 9 biżuterię (poza kolczykami) zdejmuję od razu po wejściu do domu. Źle się czuję nosząc zegarek, pierścionki czy bransoletki w mieszkaniu.

Fakt nr 10 Gdy mam ochotę na rosół to znaczy, że chwyta mnie choroba, albo już jestem chora

To może nie wszystkie moje dziwactwa, ale na pewno te główne. Choć nie do końca nazwałabym je dziwactwami.... Bo ja nie jestem dziwna, ja jestem inna ;p 

Hybrydy Semilac

Marki Semilac nie muszę chyba nikomu przedstawiać. Wydaje mi się, że znają ją wszyscy - nawet dziewczyny, które hybryd nie noszą. 
Dziś tak jak obiecałam w styczniu opowiem Wam co myślę o hybrydach Semilac. Mimo, że na rynku są już jakiś czas nie były to moje pierwsze hybrydy. Kto zgadnie jakie hybrydy były moimi pierwszymi ? ;>
Oferta jest bogata, ilość kolorów przyprawia o zawrót głowy. Nie wierzę, że w ofercie Semilaca nie ma jakiegoś koloru. Mało tego Semilac ma takie kolory, których nie znajdziemy u konkurencji.
Co chwilę wypuszczane są nowe serie, z nowymi bombowymi kolorami o przepięknych - przemyślanych nazwach. Hybrydy Semilac są też ogólnie dostępne więc mają wiele fanek.
Ja może nie jestem ich fanką, ale lubię się z tymi hybrydami mimo, że moja kolekcja jest mikroskopijna
Baza ma idealną konsystencję, nie jest zbyt gęsta, ale też nie przypomina wody. Dobrze się ją nakłada, nie spływa z paznokcia, dobrze się poziomuje. Dobrze współgra z większością hybryd innych marek.Jedyny jej minus to specyficzny zapach, do którego trzeba się przyzwyczaić

Top jest bardziej żelowy, ale nie stwarza problemów podczas aplikacji. Sprawia, że paznokcie idealnie błyszczą przez 3 tygodnie! Podobnie jak baza specyficznie pachnie i musi być spiłowany podczas zdejmowania hybryd.
Jeśli chodzi o kolory to jestem zachwycona. W swoje kolekcji mam znany wszystkim nr 34, czyli Mardi Gras
Jest to cudowne połączenie różu z fioletem. Kolor ten w zależności od światła raz jest ciemniejszy, raz jaśniejszy. Piękny! Nr 116 Blueberry kiss to fiolet z drobinkami - cudownie połyskuje w sztucznym świetle!
Krycie jest ok choć nr 116 potrzebuje 3 warstw żeby nie było prześwitów.
Mój obecny manicure to połączenie 3 kolorów
Nr 075 znany jako Stylish Brown jest zachwycający! Jest to kakaowy brąz z domieszką czerwieni (?) fenomenalny kolor, który zachwyca nie tylko mnie. Krycie idealne! 
Nr 096 Starlight Night to czerń ze srebrnymi drobinkami. Jest to gęsty lakiery, który potrzebuje 2 warstw i sprawnego rozprowadzenia drobinek.
Nr 141 Lady Grey to jasny, stylowy szary. Świetna konsystencja, dobre krycie. W sumie już 1 warstwa daje jednolity kolor
W efekcie mój semilacowy manicure prezentuje się tak:
Mnie się to połączenie bardzo podoba. Mam już je na paznokciach prawie 3 tygodnie i nic nie odpryskuje, końcówki się nie ścierają. 
Jakościowo uważam, że są to dobre hybrydy chociaż jakby kosztowały 20 zł to by wystarczyło ;p

W swojej kolekcji mam jeszcze Semilac Hardi milk, za pomocą którego mogę minimalnie przedłużyć pazurki (przy okazji Semilac ma bardzo dobre szablony tzw. formy. Drogie, ale solidne! Dobrze się kleją i fajnie się na nich przedłuża paznokcie), wzmocnić słabe i łamiące, a także nałożyć solo (tzn. na bazę i pod top) - wtedy pazurki wyglądają bardzo naturalnie. Jedynym minusem Hardi milk jest to, że niesamowicie śmierdzi i jego kolor nie jest równomierny.

Jak usuwać hybrydy już Wam pisałam w TEJ notce, ale muszę wspomnieć, że hybrydy Semilac da się usuną acetonem pod warunkiem, że po pierwsze dobrze spiłujemy top, a po drugie zrobimy sobie "kosmiczne pazurki" na ok 25 minut.

Mimo, że mam spisaną listę kolorów Semilac, które bardzo mi się podobają i chciałabym je mieć to na razie nie planuję żadnych semilacowych zakupów. No chyba, że trafi się mega promocja ;p 

Muszę też wspomnieć, że Semilac ma dobry aceton ;)

Tak więc hybrydy Semilac lubię jednak przez to, że są ogólnie dostępne mam ich mało, bo swoim klientkom chcę oferować produkty niedostępne w drogeriach.

A co Wy myślicie o hybrydach Semilac ? ;>
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...