Dzień dobry! Wróciłam! ;)
Cieszycie się ? ;>
Czerwiec to dla mnie taki wyjątkowy miesiąc.
I nie chodzi o to, że to właśnie w tym cudownym miesiącu mam urodziny ;p
Co roku w czerwcu w mojej łazience pojawia się nowy balsam brązujący! ;)
Jako, że opalać się nie lubię, a niestety moja skóra ma dziwnie blady odcień zmuszona jestem używać w okresie letnim balsamów brązujących. Przetestowałam ich sporo i jak dotąd najlepszym dla mnie był balsam brązujący firmy Kolastyna (recenzja KLIK)
W tym roku obcuję z nowym balsamem brązującym firmy 4 pory roku,
który ma dawać stopniowy efekt opalenizny i nie smużyć.
Balsam oprócz tego, że ma nadać naszej skórze złocisty odcień, ma ją również pielęgnować: nawilżać, wygładzać. Znajdziemy tutaj Olej palmowy, ekstrakt z karotki oraz glicerynę.
Jednak wszystkie te naturalne składniki aktywne, o których pisze producent znajdują się za parafiną, która gra drugie skrzypce:
Mnie parafina w kosmetykach do ciała nie przeraża (choć gdy mam wybór wybieram kosmetyki bez parafiny), ale wiem, że grono dziewczyn mówi jej stanowcze NIE!
Balsam brązujący 4 pory roku ma za zadanie nadać naszej skórze wakacyjny look.
A wszystko to w 72 godziny!!!!!
Jednak u mnie efekt delikatnie złotej skóry pojawiał się już po godzinie. Natomiast po 12 godzinach już widziałam różnicę pomiędzy skórą posmarowaną kremem, a tą bez balsamu.
Producent zaleca stosować ten balsam 1x lub 2x dziennie przez ok 3 dni.
Po użyciu należy (oczywiście) umyć ręce.
Mimo, że mam wersję do jasnej karnacji tak częste używanie spowodowało, że odcień mojej skóry stał się za ciemny, za pomarańczowy co wcale nie wyglądało naturalnie.
Stosowałam ten krem co 3/4 dni rano i dzięki temu moja skóra wyglądała na muśniętą słońcem.
A gdy po kilku bardzo słonecznych dniach lekko się opaliłam używałam tego balsamu żeby przedłużyć efekt "wakacyjnej skóry".
Balsam ma lekką konsystencję, bardzo szybko się wchłania bez tworzenia tłustej otoczki.
Zapach jest ciekawy - cytrusowy ?
Niestety tak jak prawie każdy balsam brązujący czy samoopalacz zostawia smugi dlatego podczas balsamowania należy się skupić ! ;)
Balsam ten w pewnym stopniu nawilża skórę choć efektu wow nie ma.
250 ml kosztuje ok 10-12 zł (?)
Ja nie skuszę się na kolejne opakowanie ponieważ w tym roku chcę jeszcze przetestować krem brązujący z Bielendy.
Lubicie tego rodzaju balsamy ?
Macie swojego brązującego faworyta ? ;>
Miłego weekendu Wam życzę ;*
ja z ostrożnością podchodzę do kosmetyków typu samoopalacz, boje się plam :/
OdpowiedzUsuńMam i uwielbiam! Uratował mnie przed świeceniem białymi nogami w sukienkach, ale używałam go tylko raz dziennie przez 3 dni, później przerwa, i znów : ))
OdpowiedzUsuńNie mam doświadczenia z takimi kosmetykami - póki co kupiłam chusteczki brązujące - użyję raz, a jak nie wyjdzie to nie będę się dalej krzywdzić jak pewnie bym robiła z balsamem^^
OdpowiedzUsuńja kocham balsamy brązujące może dlatego, że nie lubię się "smażyć" na słońcu ;D
OdpowiedzUsuńTeż mam jasną karnację i kiepsko się opalam. Nie miałam tego balsamu, szkoda że daje efekt pomarańczy :(
OdpowiedzUsuńMam go, ale jeszcze nie używałam, bo ja sie boje przybrać koloru : p
OdpowiedzUsuńAleż się cieszę, że już jesteś :*
OdpowiedzUsuńChyba go mam, ale na razie używam samoopalacza z Yves Rocher, mój absolutny ulubieniec, bo nie pozostawia na skórze przykrego zapachu typowego dla samoopalaczy. Miałam kiedyś Lirene, ten kawowy, ale nie byłam w stanie zdzierżyć zapachu.
miałam ten balsam z 15 lat temu, od tego czasu na pewno go ulepszyli. starej wersji nie lubiłam.
OdpowiedzUsuńnie używam takich produktów :)
OdpowiedzUsuńUżyłam go ostatnio, zastosowałam 2 razy i taki efekt w zupełności mi wystarczył :) Moja skóra jest dziwna, bo choć chodzę w krótkich spodenkach, to słońce w ogóle "nie chwyta" mi nóg, a porównaniu do np. rąk :P dlatego ten balsam powędrował głównie na dolne partie mojego ciała i udało mi się siebie wyrównać :D
OdpowiedzUsuń