Perfecta peeling enzymatyczny

Peelingowi enzymatycznemu Perfecta jestem wierna od kilku lat.
Odkryłam go przez przypadek. 
Będąc w małej drogerii kupiłam ten peeling w saszetce. 
Tak żeby spróbować, bo peelingi enzymatyczne szczerze lubię od bardzo, bardzo dawna!
Co prawda ostatnio zdradzam peelingi enzymatyczne z kwasami i kawitacją jednak tubka enzymku z Perfecty zawsze stoi na półce w łazience ;)
Peeling enzymatyczny to najdelikatniejsza forma złuszczania dlatego też może być stosowany nawet przy bardzo wrażliwych cerach.
Notka producenta zachęca do wypróbowania:
 
Peeling PERFECTA ma formę białego kremu. Zapach jest delikatny, lekko wyczuwalny.
Ja nakładam go na noc co 10 dni. Rano zmywam i ciesze się czystą, wygładzoną i delikatnie rozjaśnioną cerą. Kilka razy nałożyłam go wieczorem podczas  kąpieli tak  na 15-20 minut, ale efekt już nie był tak fantastyczny jak po nocnym "złuszczaniu" ;)
Co do działania nawilżającego czy odżywczego to dyskutowałabym. W końcu peeling ma złuszczać,a  nie nawilżać, regenerować czy odżywiać. Faktem jednak jest, że cera wygląda lepiej.
  Jak dla mnie jest to  najlepszy drogeryjny (!) peeling enzymatyczny.
 Produkt można kupić w każdej drogerii za ok 12-13 zł (za 60 ml)

Wiem, że zdania na jego temat są podzielone jednak przy mojej trądzikowej cerze sprawdził się bardzo dobrze i nadal będzie gościć w mojej łazience ;)

Jaki rodzaj peelingów Wy  preferujecie ? ;)

Lemax lakier kwadrat ;p

Szał na lakiery Lemax chyba nadal trwa. Przynajmniej co chwilkę słyszę tzn. czytam podniecające notki o lemaxowych nowościach.
Jak mam być szczera nie rozumie tego ogólnego zachwytu nad lakierami tej marki.
Osobiście lakiery Lemax znam już długo, kojarzą mi się ze sklepami typu "wszystko po 2,50". Przynajmniej w mojej okolicy każdy taki sklep w swojej "ofercie" te lakiery ma.
W grudniu zeszłego roku na spotkaniu w Krakowie < relacja KLIK> każda uczestniczka dostała lakiery tej firmy.
Ja otrzymałam przepiękny malinowy kolor:
Nie wiem jaki to numer, czy nazwa ponieważ na kwadratowej butelce jest tylko nr serii i jakiś kod (?)
Jakby się okazało, że ten kod to identyfikator koloru to oto nr 5902 5535 ;/

Poza kolorem lakier mnie nie zachwycił, a wręcz przeciwnie. 
Skutecznie zniechęcił do lakierów tej marki. 

Pędzelek jest klasyczny, dobrze ścięty dzięki czemu nie ma problemu z nałożeniem lakieru. Krycie jest przeciętne, żeby uzyskać intensywny kolor potrzebne są 3 warstwy ponieważ przy dwóch nadal widać prześwity. Lakier nie smuży, nie tworzy bąbli. Trwałość lakieru jest poniżej przeciętnej. Już po kilku godzinach lakier starł się na końcówkach. W sumie po 2 dniach (mimo, że nie robiłam nic ekstremalnego) musiałam lakier zmyć ponieważ wyglądał nieestetycznie ;/
Zmycie nie jest problematyczne, lakier bardzo szybko się zmywa, ale uwaga musi być zastosowana baza ponieważ lubi przebarwiać płytkę paznokcia! ;/ 

Po pomalowaniu lakier prezentuje się pięknie. 
Błyszczy niczym lakier hybrydowy
Niestety piękne paznokcie tak jak napisałam mamy tylko przez kilka godzin. 
Nie takich lakierów szukam!

Temu lakierowi już podziękuję. 
Trafi do worka z kosmetykami na wymianę ;)

Czy wśród czytelników mojego bloga są fanki lakierów Lemax ? ;)

Soraya Lactissima dla aktywnych

O żelach do higieny intymnej piszę rzadko. 
W sumie recenzowałam chyba tylko 2. 
Nie jest to spowodowane tym, że nie używam tego rodzaju kosmetyków. Po prostu znalazłam swój ideał ( KLIK) i nie wiedzę potrzeby zmiany ;)
Jednak jakiś czas temu otrzymałam kilka nowości od firmy Soraya gdzie między innymi był żel do higieny intymnej Lactissima dla aktywnych
Producent obiecuje wiele, jak dla mnie za dużo tych obietnic:
Dla mnie żel do higieny intymnej powinien: delikatnie myć, nie podrażniać, nie wysuszać, koić i nie pachnieć (no chyba, że jest to bardzo delikatny, ziołowy zapach;))!

Skład prezentuje się dość dobrze może nie idealnie, ale najgorzej nie ma ;)
choć kwas mlekowy mógłby być wyżej w składzie ....
W mojej ocenie żel Lactissima spisał się na 3. 
Dlaczego tylko na 3 ? zaraz się dowiecie.
Żel ma bezbarwną lekko lejącą konsystencję i specyficzny, dla mnie drażniący zapach, który niestety dość długo się utrzymuje. Opakowanie jest typowe dla żeli do higieny intymnej, czyli z pompką. Szata graficzna na 5 ;)
Swoje zadanie spełnia, ale jeśli miałabym rozliczyć producenta z jego obietnic to już wcale tak fajnie nie jest.
Żel dobrze oczyszcza, ale nie powiedziałabym, że jest delikatny. Co prawda nie spowodował podrażnienia, ale odczuwałam pewien dyskomfort po jego zastosowaniu. Nie było pieczenia czy szczypania jednak nie do końca odpowiadał mi stan skóry  po umyciu. Czułam ściągnięcie ;/
Czy działa przeciwbakteryjnie i zmniejsza ryzyko infekcji? Trudno mi powiedzieć. 

Dla mnie to najzwyklejszy, dobrze pieniący się i bardzo wydajny żel do higieny intymnej. 
Na pewno nie kupię go ponownie ponieważ żel do higieny intymnej Fitomed bardziej mi odpowiada.

Zainteresowani znajdą ten jak i inne żele  z serii Lactissima w drogeriach  Rossman, Natura, Hebe. Jego cena waha się między 12 - 15 zł.

Jestem ciekawa czy macie swoje ulubione żele do higieny intymnej ?

Serdecznie Was pozdrawiam i życzę udanego tygodnia  ;*

White flower's - suszone błoto kosmetyczne

Co prawda Fioną nie jestem (bom nie zielona), ale błotko to ja lubię w każdej postaci.  Najbardziej jednak lubię błoto w kosmetykach.
Dlaczego lubię błotne kosmetyki ?
 Ponieważ wspaniale oczyszczają, eliminują nadmiar sebum, przyspieszają gojenie zmian trądzikowych i odżywiają skórę.
Błoto kojarzy nam się z czarnym szlamem.
 I zazwyczaj tak jest jednak firma White flower's jako  pierwsza w Europie 
wprowadziła na rynek kosmetyczny suszone błoto 
 Błoto nie pachnie (a wręcz przeciwnie), nie wygląda za ciekawie. 
Błoto suszone ma zupełnie inny kolor niż błoto wydobyte bezpośrednio z Morza Martwego. 
Suszone błoto jest brązowe, wygląda jak mielona kawa.
Produkt ten jest w 100% naturalny, nie zawiera konserwantów, wypełniaczy  czy innych chemicznych dodatków (tak przynajmniej zapewnia producent). 
Na opakowaniu producent zamieścił dokładny opis produktu oraz sposób użycia:
Ja najbardziej lubię maseczki błotne na twarz, szyję, dekolt. Błoto łączę z wodą niegazowaną lub koncentratem nawilżającym z liposomami Fitomed (recenzja wkrótce) i taką papkę nakładam na twarz na ok 8-10 minut. 
Gdy mam błotną maseczkę czuję delikatne mrowienie na policzkach i czole. Jest to reakcja naturalna, ale gdybyście czuli silne pieczenie to od razu musicie maseczkę zmyć! 
Po zmyciu moja cera jest lekko zaróżowiona, ale nie podrażniona.
Tak jak już pisałam błoto rewelacyjnie oczyszcza cerę oraz łagodzi trądzik
Moja cera jest czysta, uspokojona, odżywiona i delikatnie rozjaśniona, a pory zwężone!
Błoto możemy stosować zarówno na twarz jak i całe ciało. Czasami dodaję trochę do kąpieli w celu detoksykacji organizmu. Kusi mnie też nałożyć ten produkt na włosy jednak na razie nie mam na to czasu. Pamiętajmy, że błoto z Morza Martwego odmładza tak więc może ją stosować zarówno osoba młoda jak i dojrzała. W sumie błoto poleca się każdej cerze za wyjątkiem cery bardzo wrażliwej, z rozszerzonymi naczynkami i alergicznej.
Jedyne zastrzeżenie jakie mam dotyczy błotnego proszku. 
Często zdarzają się drobne kamyczki, których nie idzie rozdrobnić;/
 Poza tym minusów brak ;)

Moja ocena to 4+ ;)

Suszone błoto White flower's dostaniecie w rossmannie - 500g kosztuje ok 20 zł

A Wy lubicie błoto ? ;>



Sylveco - tonik hibiskusowy

Jakiś czas temu jedna z moich ulubionych polskich firm kosmetycznych wprowadziła na rynek nowość - tonik hibiskusowy.
Tak! Tak mowa o Sylveco ;)
Jako, że mam możliwość kupna kosmetyków tej firmy stacjonarnie wybrałam się
 do Zielonej mydlarni w Katowicach i za niecałe 17 zł kupiłam czerwoną buteleczkę o pojemności 150 ml.
Hibiskusa nie lubię. Drażni mnie jego zapach i kwaskowaty smak. Dlatego nie przepadam za herbatkami owocowymi ponieważ prawie w każdej mieszance znajdziemy hibiskus. Na szczęście tonik bardzo, bardzo delikatnie pachnie i o dziwo zapach wcale nie jest drażniący dla mojego nosa. Tonik ma żelową konsystencję i jest czerwony! Tak! rzadko mi się zdarza  używać kolorowego toniku. Jednak bez obaw tonik nie barwi naszej skóry ;p 
Producent obiecuje wiele:
Przede wszystkim tonik ma optymalnie nawilżyć cerę, uzupełnić demakijaż i odświeżyć oraz ukoić skórę. Jako uzupełnienie demakijażu sprawdza się świetnie! Co do nawilżenia to moim zdaniem głównie od nawilżenia jest krem, ale miałam tonik, a właściwie 2 toniki, które świetnie nawilżały. Tonik Sylveco nie nazwałabym nawilżającym. Za to bardzo dobrze łagodzi podrażnienia i daje uczucie ukojenia ;)
Skład jest bajeczny:
Krótki i przyjazny ;)

Podsumowując: tonik hibiskusowy Sylveco ma świetny skład i dobre działanie. Świetnie uzupełnia demakijaż i odświeża cerę. Jest też bardzooo wydajny. Plus za to, że się nie pieni co czasami się zdarza. Jednak nie skradł on mojego serca i nie mam w planach kupna kolejnej butelki.

CeraNova - nowa cera ?

Stali czytelnicy mojego bloga wiedzą, że z trądzikiem walczę już kilkanaście lat. 
Wiedzą też, że w walce o piękną cerę bardzo pomógł mi suplement diety Belissa cera
Po wakacjach odstawiłam na jakiś czas belissę i to co się działo z moją cerą było istną masakrą.
 Co prawda udało mi się jako tako dojść do siebie, ale teraz na wiosnę postanowiłam wspomóc mój organizm i zaserwowałam mu miesięczną kurację z suplementem diety 
CeraNova z bratkiem firmy BioGarden
Produkt przeznaczony jest dla osób z problemami skórnymi oraz przy przetłuszczających się włosach. Nigdzie nie pisze, że są to "typowe" tabletki na trądzik. Jednak obecność bratka sugeruje, że preparat ten pomoże (albo przynajmniej powinien) przy walce z niedoskonałościami.
Producent zapewnia:
Oprócz bratka znajdziemy tu (skład): 
Królują głównie witaminy z grupy B:
 W opakowaniu znajdziemy 60 tabletek, które wystarczą na  30 dni.
Tabletki są małe, mają charakterystyczny "bratkowy" zapach i smak. Dość trudno wyjmuje się je z blistra - przynajmniej dla moich paznokci było to trudne zadanie ;/ 
Taka miesięczna kuracja to koszt ok 25-27 zł. 

Ale pewnie się zastanawiacie czy warto ?
Hmmm sama nie wiem..... 
Ja raczej nie skuszę się na kolejne opakowanie ponieważ belissa cera u mnie daje lepsze efekty. CeraNova poprawiła wygląda moich włosów oraz zredukowała ich wypadanie. Wydaje mi się też, że mniej się przetłuszczają.
Na stan cery raczej nie wpłynęła. Przynajmniej nie zauważyłam jakiś spektakularnych efektów!
Więcej pożytku dał olej arganowy (o którym napisze za kilka tygodni). 
Takie suplementy oczyszczają organizm co u mnie objawia się brakiem zaparć. Niestety tutaj takiego efektu nie było ;/ 

Możliwe, że miesiąc to za mało żeby ten suplement zadziałał. 
Jednak przy belissie efekty były widoczne po około 2 tygodniach.

Tak więc cieszę się, że mogłam poznać bliżej ten preparat jednak nie zachwycił mnie na tyle żeby kontynuować kurację. 

Wracam do mojej belissy ;)

A Wy macie swoje ulubione preparaty poprawiające stan cery ? ;>

Soraya morelowy krem matujący

Dzień dobry! 
Witam Was po świątecznej przerwie ;)

Jak tam po świętach ? 
Leniuchujecie czy pracujecie ?
Ja pracuje, ale udało mi się w czasie Świąt napisać kilka notek na przyszłość. 
Dzięki temu mimo, że siedzę w pracy Wy możecie czytać nową recenzję ;)
A dzisiaj będzie o kremie, który używam każdego ranka już od kilku miesięcy.
Morelowy krem matujący od Soraya to bohater dzisiejszej notki
Krem pochodzi z serii So Pretty, która nie specjalnie przypadłą mi do gustu. 
Krem ma dziewczęcą, przesłodką szatę graficzną dlatego też bardziej kojarzy mi się z kremem młodzieżowym. Wydaje mi się, że w sklepie nie zwróciłabym na niego uwagi.
Na dużym pudełku znajdziemy masę informacji: zapewnienia producenta, wyjaśnienie MATT formuły oraz 10 sekretów na piękną cerę. Swoją drogą te "dobre rady" trochę mnie rozbawiły (pkt 10 "uśmiechaj się"!  - już nie mieli co wymyślić ;p )
Ale wracając do kremu. Jak czytamy jest przeznaczony do cery mieszanej i tłustej, ma zapewnić długotrwały efekt matu i przedłużyć trwałość makijażu. Substancje aktywne mają nie tylko wygładzić, ale też nawilżyć i pielęgnować (dobre słowo) cerę.
Krem ma bardzo lekką można by rzec piankową konsystencję i delikatny, morelowy zapach
Bardzo szybko się wchłania, nie pozostawia tłustego czy lepkiego filmu. Matowi cerę, ale nie jest to taki tępy mat jak w przypadki kremu siarkowa moc ( recenzja KLIK ). 
Skóra jest przyjemna w dotyku, gładka i taka jakby satynowa. Krem nie zapchał mojej kapryśnej cery, dobrze acz krótkotrwale ją matowił i delikatnie nawilżał. Krem nadaje się pod makijaż, ale nie mogę powiedzieć, że  jakoś specjalnie go utrwala czy przedłuża.

Jeśli miałabym ocenić morelowy krem matujący SORAYA otrzymałby on ocenę 3+!

Skład niczym specjalnym mnie nie zaskoczył
Według mnie to przeciętny krem matujący, który efekt matu zapewnia na max. 3 godziny.
Krem można kupić w większości drogerii, jego cena waha się od 12 do 17 zł

Znacie ten krem ?
Lubicie kremy firmy Soraya ?


PS Przypominam, że na FB są już wyniki ostatniego rozdania ;)


Wielkanoc 2014

To już moja 3 blogowa Wielkanoc.
Co roku wrzucam tutaj kilka zdjęć minionych Świąt nie po to żeby się chwalić, ale po to żeby mieć pamiątkę. Często wracam do tych zdjęć i wspominam miniony czas.
Jeśli jesteście ciekawi jak u mnie wyglądają wiosenne święta to zapraszam ;)
Tradycją jest, że wszystkie wypieki robię sama. W tym roku mimo kontuzjowanej ręki udało mi się upiec aż 7 ciast! 
Najsmaczniejszy okazał się sernik cynamonowy, który robiłam po raz pierwszy. 
Na pewno przepis zostanie w naszej rodzinie. Jeśli są tutaj miłośniczki sera i cynamonu to chętnie podeślę Wam przepis na to pyszne ciasto ;)
Jeśli chodzi o dekoracje to wyjątkowo jestem dumna z tego ciasta (czekoladowe z kajmakiem)
Prawda, że pięknie wyszło ? ;>
Jak już jesteśmy przy jedzeniu to na obiad wielkanocny była szynka w miodzie z karmelizowaną marchewką- istna rozkosz podniebienia ;)
Pogoda tego roku dopisała ;)
Mlecze tworzą żółte dywany.
A ogródek jest najpiękniejszy o tej porze roku
W czasie Wielkanocy odwiedza nas zajączek. 
Co prawda prezenty są symboliczne, ale są.
Mój tata wie, że antyperspiranty Garniera szczerze lubię więc podarował mi 2 nowości ;)
Mama zaś zamówiła  u zajączka torebkę, która powinna do mnie przyjść już jutro ;)
Sama również sprawiłam sobie prezent - taki ode mnie dla mnie
Słynny Tangle Teezer  jest już w moich rączkach i już wiem dlaczego ma tylu fanów ;)

Przed Świętami przyszła też do mnie przesyłka od Biosfera Polska
W najbliższym czasie spodziewajcie się recenzji:

Jestem ciekawa jak Wy spędzacie ten świąteczny czas ?

Serdecznie pozdrawiam
paaaaaaaaaaaaaaaaa ;)
PS za kilka chwil na FB pojawią się wyniki wiosennego rozdania ;)

Na Wielkanoc Classic CARMEX w słoiczku

Carmex to chyba najpopularniejszy i najbardziej lubiany produkt do ust. 
Ma swoich zwolenników jak i przeciwników. 
Ja przez długi czas  jedynie o słynnym CARMEXsie czytałam, aż w styczniu 2013 trafiłam w Rossmanie na promocje i kupiłam wersję w tubce - recenzja TUTAJ.
Niestety wersja truskawkowa w tubce skutecznie zraziła mnie do CARMEXów.
Po opublikowaniu negatywnej recenzji wiele dziewczyn pisało, że mam się nie zrażać, że wersja oryginalna w słoiczku jest o niebo lepsza. 
Długo nie mogłam się zmusić do zakupu wersji Classic w słoiczku, ale pewnego dnia będąc w rossmanie poczułam charakterystyczne przed opryszczkowe "pikanie". 
Myślę sobie: pięknie, jeszcze opryszczki mi trzeba ...
Ale też od razu przypomniało mi się, że któraś blogerka twierdziła, że carmex pomaga zwalczyć wargowego potwora. Nie myśląc za długo  zwinęłam wersję słoiczkową Carmexa do koszyka.
Obawiałam się, że wywalam 8 zł w błoto, ale z drugiej strony skoro tyle dziewczyn go zachwala to może faktycznie coś w nim jest.
Pierwsze co mi się spodobało to zapach - piękny, lekko waniliowy z nutą mentolu. 
Kojarzy mi się z starodawnymi maściami. 
Balsam jest bardzo gęsty, lekko żółty. Mimo, że nakłada się go palcem aplikacja nie sprawia problemu.
Po nałożeniu na usta czujemy delikatne mrowienie (jest ono o wiele przyjemniejsze niż w wersji tubkowej). Usta momentalnie stają się gładsze, nawilżone, pełniejsze, bardziej zaróżowione. Najważniejsze, że się nie kleją tylko delikatnie połyskują.
Carmex w wersji klasycznej rewelacyjnie sprawdza się gdy cierpimy na opryszczkę, zajady czy afty. Pomógł mi szybciej pozbyć się opryszczki, a raz nawet jej zapobiegł (użyłam go zaraz gdy poczułam pierwsze, charakterystyczne "pikanie").
 Obecnie stosuję go na noc jak i rano pod pomadkę. 
Dzięki niemu moje usta są zadbane, wygładzone i odpowiednio nawilżone.

Mówię TAK wersji w słoiczku i zdecydowane NIE wersji w tubce!

A jak to jest u Was ? Carmex zdobył Wasze serce  ? ;>

Kochani!
Jako, że Wielkanoc 2014 już się rozpoczęła życzę Wam radosnych, pełnych spokoju i miłości Świąt spędzonych w rodzinnym gronie!
 Niech świąteczny, wiosenny optymizm zostanie z nami na długo ... 
Buziaki zapracowany Kaprysek

Wibo WOW effect sand nr 1 - efekt matowego piasku

Szał na lakiery piaskowe powoli mija jednak ja nadal się nimi zachwycam.
Kilka dni temu po raz pierwszy użyłam lakieru Wibo effect sand nr 1 w kolorze przepięknego chabru, który tak mnie zachwycił, że postanowiłam się z Wami podzielić zdjęciami i nie tylko ;)
Wszystkie piaskowe lakiery WIBO zyskały moją sympatię. W przypadku matowego nr 1 też tak jest, ale mam pewne zastrzeżenie. Mianowicie chodzi o pędzelek. Możliwe, że tylko mój egzemplarz  jest gruby i zbyt szeroki przez co ciężki mi nim pomalować moją wąską płytkę.
Lakier piaskowy zawsze nakładam na bazę. Żeby kolor był nasycony potrzebne są 2 warstwy lakieru. Jednak efekt matu niekoniecznie wyglądał atrakcyjnie przez co nałożyłam na niego lakier bezbarwny i dopiero delikatny blask wydobył głębie koloru ;)
Schnięcie jest błyskawiczne, a trwałość dość dobra. Starte końcówki pojawiają się  co prawda już na drugi dzień, ale źle nie jest ;)
Zmycie  nie stwarza problemów.

Już wiem, że będzie częstym gościem  na paznokciach, ale teraz pożycza go koleżanka ;p 

Lubicie piaski na paznokciach ?

White Flower's maseczka do skóry z problemami

Czy znane są Wam kosmetyki firmy White Flower's ?
Firma oferuje kosmetyki z naturalnym błotem z Morza Martwego. 
Obecnie w ofercie dostępne są takie oto kosmetyki:
Na razie bliżej poznałam się z suszonym błotem kosmetycznymmaseczką do skóry z problemami.
I to właśnie o tej maseczce chciałabym Wam dzisiaj opowiedzieć
Maseczka jest w formie saszetkowej. Jej cena to niecałe 4 zł.
Przeznaczona jest do cery mieszanej, tłustej, skłonnej do trądziku.
Jej zadaniem jest
Maseczkę nakładamy na twarz na kilka/ kilkanaście minut. Przed zastosowaniem warto wykonać próbę uczuleniową. Ja wytrzymuję z tą maseczką max 10 minut. Delikatne mrowienie, pieczenie jest czymś normalnym, ale gdy odczucia są bardzo nieprzyjemne nie warto się męczyć i trzeba maseczkę zmyć. Zmycie nie stwarza problemu, ale nie przestraszcie się koloru wody lub osadu na wannie.
Skład wygląda następująco:
Jednak najważniejsze jest działanie. Mnie ta maska zadowoliła (bez skojarzeń proszę! ;)) w 100%!
Cera po zmyciu była dogłębnie oczyszczona, ale nie podrażniona. Idealnie gładka, miękka aż się chciało ją miziać ;p Mało tego pory zostały zwężone (ba! do teraz są!). Maseczka skutecznie i długotrwale matowi cerę. Dzisiaj mogłam wyjść z domu bez przypudrowania buzi ;)

Tak więc po zastosowaniu tej maseczki cera jest dogłębnie oczyszczona, odżywiona, wygładzona,zmatowiona, a pory ściągnięte. Zapewnienia zostają spełnione w 100% i tak jak pisze producent "Widoczna poprawa kondycji skóry w większości przypadków nastąpi już po jednorazowym zastosowaniu maseczki".

Jest to błotna maseczka więc wygląda i pachnie jak błoto
A ja w tej maseczce prezentuję się jak królowa albo nie! jak księżniczka błotna ;p 
Maseczki firmy White Flower's dostępne są m.in w rossmanie ;)

Lubicie błotne kosmetyki ?
Skusicie się na tę maseczkę ? ;>


Eveline MŁODE DŁONIE: krem do rąk 8w1

Wszyscy znamy słynne kosmetyki Eveline ileś tam w 1.
Dzisiaj opowiem Wam o odmładzajacym kremie do rąk 8w1 z serii MŁODE DŁONIE

Z tej serii miałam już waniliowy peeling do dłoni - recenzja KLIK
który wyjątkowo przypadł mi do gustu.
 
Czy odmładzający krem 8w1 (!!!) również skradł me serce ? dowiecie się za chwilkę.
 
Producent obiecuje:
Krem ma lekką konsystencje. Wchłania się błyskawicznie, nie pozostawia tłustego filmu. Zapach przyjemny, lekko kwiatowy.  Co do działania to:
- dobrze nawilża choć efekt nie jest długotrwały,
- cudownie wygładza skórę dłoni,
- poprawia elastyczność,
- delikatnie rozjaśnia,
- świetnie regeneruje, łagodzi i koi.
 
Jak widzicie 6 z 8 zapewnień producenta  ten krem spełnia. 
 
Czy intensywnie odmładza dłonie ? Hmm trudno powiedzieć. 
Poprawia elastyczność, delikatnie rozjaśnia, nawilża, ale nie do końca odmładza.
Nie zauważyłam też żeby krem ten odżywiał i wzmacniał paznokcie. 
Skład prezentuje się mniej więcej tak:
Nie mam pojęcia ile ten krem kosztuje ponieważ nie widziałam go w żadnej drogerii.
 
Czy polecam ? Polecam! 
zarówno krem jak i peeling z serii Eveline MŁODE DŁONIE
 
Czy znacie te produkty ? ;>
 

 
 
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...